niedziela, 8 maja 2016

Cztery absurdalne sposoby na zabicie Voldemorta

Wyobraźmy sobie po prostu, że Voldemort nie ma horkruksów i nie jest nieśmiertelny. Cztery absurdalne sposoby na zakończenie życia tak nieprawdopodobne, że aż nieprawdopodobne. I nie, ja wcale się nie powtarzam. Enjoy XD

--------------------------------------------

                1.Śmiercionośny żart
                Harry, Ron, Hermiona, Neville i Luna byli w trakcie bitwy z Śmierciożercami, kiedy nagle pojawili się członkowie Zakonu Feniksa.
                W tym również i ojciec chrzestny Harry’ego – Syriusz Black.
                Harry znowu poczuł to kłujące uczucie w sercu, kiedy myślał o tym, jak łatwo dał się zmanipulować przez Voldemorta. Gdyby tylko przyłożył się do Oklumencji! Tyle że po co, odciąłby się od swojego źródła informacji, które Dumbledore tak łatwo zatrzymywał dla siebie. Nie miał mu tego za złe, jednak niewiedza bywała okropna do zniesienia. Nieważne.
                Ale było już na to za późno. Teraz Potter miał tylko nadzieję, że cała ta wyprawa nie skończy się śmiercią jego przyjaciół, Syriusza i członków Zakonu. Nawet tego cholernego Nietoperza Hogwartu.
                W pewnym momencie pojawił się Voldemort.
                Harry westchnął, kierując się do mordercy jego rodziców. Jeżeli coś mógłby tutaj zrobić, to powstrzymać Voldemorta chociaż na kilka minut, dopóki nie pojawi się Dumbledore.
                Już uniósł różdżkę, już miał wypowiedzieć zaklęcie, kiedy nagle coś trafiło w czoło Czarnego Pana.
                Co dziwniejsze, Voldemort nie mógł uchronić się przez tą rzeczą za pomocą zwykłej tarczy. Dla Harry’ego było to dziwne i niezrozumiałe.
                Po chwili z czoła wężowego gościa zaczęła sączyć się krew, a połączenie, jakie miał Harry z Voldemortem, nagle zniknęło. Zmarszczył brwi.
                Chwilę później usłyszał, jak Śmierciożercy wyją w niebogłosy, jakby ktoś nagle zaczął rozrywać im skórę. To tylko przekonało Harry’ego, że Voldemort zdechł na dobre.
                Obrócił się i zobaczył, że wszyscy patrzyli się na Syriusza, który przyjął niewinną minę. Wokoło, jak zauważył Harry, skakały… Kaczki? Które do tego miały broń w ręku i starały się wykończyć siebie nawzajem?
                O ile dobrze pamiętał, Dudley kiedyś w tę grę grał. Nazywała się Duck Game. Polegała na tym, że po prostu stajesz się kaczką, zbierasz broń i próbujesz zabić wszystkich, nie dając przy okazji zabić siebie.
                Spojrzał na Blacka z niezrozumieniem.
                - No co?! – Wykrzyknął w końcu Syriusz. – Jak się człowiek nudzi, to jest zdesperowany, a skoro tak, to nawet mugolskie gry wydają się świetną opcją! Poza tym nie wiedziałem, że ten żart może być tak śmiercionośny w skutkach…


                2.Niewinny fanfic
                Voldemort nie mógł uwierzyć, że to robi.
                No ale nie mógł teraz wezwać Severusa, a połowa jego kompetentnych Śmierciożerców była na wakacjach.
                Zaś druga połowa wciąż siedziała w Azkabanie. A resztę powinien w końcu wysłać do psychologa, o ile nie zamknąć ich od razu w domie wariatów.
                Niefajna sytuacja.
                Włączył więc komputer i zaczął guglować.
                Musiał przyznać, że mimo tego, jak bardzo nienawidził mugoli, to łby mieli nie od parady. Wymyślali różne cudeńka, które nawet nawet ułatwiają innym życie. Nawet jeśli czarodzieje tez mają swoje rozwiązania, jak na przykład sieć Fiuu zamiast telefonu czy też miotły zamiast samolotów.
                Tyle że samoloty miały tę przewagę, że nie było zimno podczas lotu i jak zaskoczyła burza, to pasażerom jest ciepło i przytulnie, w porównaniu do czarodzieja lecącego w tejże burzy.
                Pięć godzin później jakimś cudem trafił na… Dziwnego fanfica.
                To było straszne. Po pierwsze: skąd mugole w ogóle wiedzą o tym, że magiczny świat istnieje?
                Po drugie: Skąd wiedzą, jak się nazywa, co uczynił i dalej nie boją się wymawiać jego imienia?
                Po trzecie: Skąd wiedzą, że w Przepowiedni jest mowa o nim i o bachorze Potterów? Chociaż swoją drogą przynajmniej poznał ją w całości, o ile nie została ona wyssana z palca oczywiście.
                Przeczytał.
                I po tym wszystkim wyjął różdżkę i przyłożył ją do skroni.
                Już woli smażyć się w Piekle niż kiedykolwiek znaleźć fanfica, w którym on i Potter… Nie. To jest już po prostu złe. Nie będzie o tym nigdy więcej mówił.
                Rzucił niewerbalne Zaklęcie Zabijające.


                3.Wieczny serial
                Każdy się kiedyś nudził.
                Nawet sam Lord Voldemort.
                Coś takiego się stało, kiedy nie miał ciała i siedział w Albanii, czekając na jakiegoś idiot… Swojego dozgonnego sługę, który pomoże mu się odrodzić.
                Zajrzał raz do mugolskiego domu.
                Oglądali pierwszy odcinek ,,Mody na sukces”.
                Voldemort, zainteresowany tym, co się działo w telewizji zaczął oglądać.
                ----------------------------------------------
                6000 odcinków później…
                Voldemort zupełnie stracił poczucie czasu.
                Stracił je aż tak bardzo, że minęło kilkanaście lat, Harry Potter zdążył dorosnąć, narobić się dzieci, wnuków, prawnuków, praprawnuków… No, tak czy inaczej jego rodzina się rozrosła.
                Nie było żadnych wydarzeń z Kamieniem Filozoficznym, aferą z Komnatą Tajemnic, Syriusz jednak i tak zwiał z Azkabanu, żeby załatwić Pettigriew, ale co tam… Voldemort się nie odrodził podczas Turnieju Trójmagicznego (w którym Potter nie brał udziału), Cedric Diggory nie umarł, bliźniaki Weasley dalej są tak nierozłączni jak zawsze, Lupin i Tonks wychowywali małego Teddy’ego, starając się zmniejszyć wpływ rozpieszczania przez ojca chrzestnego, Syriusz się w końcu hajtnął, a Severus Snape w wieku 80 lat zszedł z piedestału Nietoperza z Lochów i odszedł na zasłużoną emeryturę, kiedy tylko udało mu się spełnić jedno z marzeń – nauczył Pottera i jego bachory eliksirów.
                A Voldemort?
                W końcu nie doczekał się idioty, który miał mu pomóc się odrodzić. Zamiast tego poświęcił się oglądaniu ,,Mody na sukces”, aż w końcu wyzionął ducha.
                Metaforycznie rzecz biorąc, oczywiście. Po prostu w końcu Piekło się o niego upomniało.
                A w dzisiejszych czasach takiego pracownika przy kuszeniu ludzi to dzisiaj można ze świecą szukać!
               
              4. Ogłaszająca moc muzyki
                Voldemort nie był zapamiętałym miłośnikiem muzyki.
                O wiele lepsze, jego zdaniem, było poznawanie kolejnych dziedzin magicznych, zwłaszcza tych zakazanych przez Ministerstwo Magii.
                Jednak tym razem on i jego Śmierciożercy przypadkiem trafili na mugolski koncert. Do tego muzyki rockowo-metalowej, trzeba dodać. Przynajmniej tak się Tomowi wydawało.
                Voldemort nie pamiętał, żeby w tym miejscu stała jakakolwiek scena.
                To była ostatnia myśl, jaka go nawiedziła, zanim fala dźwiękowa z głośnika, przed który się teleportował, uderzyła go w uszy.
                W ten sposób Voldemort ogłuchł.
                A żeby tego było mało, jego Śmierciożercy upadli na niego, kiedy okazało się, że wylądowali na konstrukcji amfiteatru.
                Ponad sześćset kilo żywej wagi przygniotło Voldemorta.
                I już więcej się nie poruszył.

środa, 10 lutego 2016

Ostatnie słowa.

Niestety tak wyszło, że dawno nie czytałam ostatniej części HP, więc dialogi i zachowania mogą do końca się nie zgadzać, ale ogólny sens został zachowany. 
A przynajmniej taką mam właśnie nadzieję.
Ale teraz, zapraszam do czytania.

--------------------------------------------

                Severus Snape od zawsze był przygotowany na to, że zostanie zdemaskowany.
                Wiedział też, że za jego… Niesubordynację… Karą będzie śmierć.
                W tej chwili leżał na ziemi, wykrwawiając się, czując też, jak jego krew niesamowicie szybko płynie przez żyły.
                Bolało.
                Bolało go jak cholera całe ciało.
                Nagle poczuł, że ktoś podniósł jego głowę. Jasny gwint, czy już nie pozwolą mu umrzeć w spokoju?
                Otworzył oczy.
                Zobaczył Pottera.
                Tego aroganckiego, gryfońskiego szczeniaka z tak boleśnie znajomymi zielonymi oczami.
                Miał oczy po Lily… Tyle że jego były jakieś takie… Ciemniejsze niż jej. Lily zawsze miała jasne, radosne spojrzenie, nawet jeśli działo się coś złego, ale Potter…
                Te cienie w oczach chłopca nieco go niepokoiły. Dopiero teraz. Za późno.
                Cholera. Powinien był zauważyć to dawno temu!
                Ale nie potrafił, widząc tego bachora przez pryzmat jego ojca. On nie był Jamesem. Nigdy nie był.
                A on, Severus Snape, Mistrz Eliksirów w Hogwarcie, szpieg Albusa Dumbledore’a, nazywany przez większość uczniów i sporą część kadry nauczycielskiej Nietoperzem z Lochów, który prawdopodobnie sypia w trumnie, nigdy tego nie zauważył. Nie chciał zauważyć.
                I to prawdopodobnie była jego druga największa pomyłka w życiu, zaraz po dołączeniu do Czarnego Pana i przyjęciu Mrocznego Znaku.
                Poczuł, jak wspomnienia uciekają mu poprzez łzy. Był pewien, że Potter wiedział, jak wyglądają płynne wspomnienia. Mimo wszystko, przez jakiś czas Dumbledore uczył go poprzez wspomnienia, cokolwiek miało to znaczyć.
                - Potter, bierz to – powiedział przez zaciśnięte zęby. Snape miał dziwnie niezachwianą pewność, że Potter będzie wiedział, o co mu chodzi.
                Dzieciak zmarszczył brwi, po czym przeszukał szybko kieszenie i wyjął fiolkę. Zebrał wspomnienia Severusa i porządnie zakorkował fiolkę.
                - Spójrz na mnie, Potter – powiedział i chwycił go za szczękę, kierując swój wzrok na zielone oczy.
                Tak znajome. Tak inne.
                - Masz oczy swojej matki. – Severus miał dosyć zachrypnięty głos, jednak było w nim słychać dziwną miękkość.

                To były ostatnie słowa nauczyciela eliksirów.

sobota, 6 lutego 2016

Drabble zestaw #1

Te drabble zostały napisane już baaardzo dawno temu i były one jedne z pierwszych, jakie kiedykolwiek napisałam, więc proszę się jakoś nie martwić za bardzo o brak sensu w nich... To wszystko co chciałam przekazać ^.^"
PS: Zdjęcie znalezione na fejsie, już nie pamiętam gdzie XD



------------------------------------------------------------

                Salazar zbliżał się do wieży Ravenclaw.
                Nie miał ochoty na pojedynkowanie się z Godrykiem, do Helgi też nie pójdzie, bo jest śmiertelnie na niego obrażona.
                A siedzieć samemu nie chciał.
                Więc jego ratunkiem pozostała Rowena.
                Slytherin był już blisko komnaty Ravenclaw, kiedy nagle usłyszał wybuch. Czym prędzej zebrał się do biegu, wyciągnął różdżkę i wszedł do pokoju.
                To co zobaczył przerosło jego najśmielsze oczekiwania.
                Rowena leżała pod ścianą, cała w sadzy, podobnie jak reszta pokoju.
                Kobieta jęknęła, przywołała papier, napisała coś i potem zemdlała.
                Salazar z ciekawości przeczytał kartkę.
                ,,Nigdy nie łączyć mugolskich ingerencji z czarodziejskimi. Wychodzi dość wybuchowa mieszanka.’’
                ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

                Godryk od zawsze kochał niebezpieczeństwo.
                Musiał, po prostu musiał choć raz dziennie na coś się narazić.
                Gdyby tak się nie stało, to jego przyjaciele pomyśleliby, że albo ktoś go wielosokował, albo zachorował, albo umarł. Do wyboru do koloru.
                Niemalże zupełny brak wyobraźni dopełniał jego prawdopodobny masochizm.
                Chociaż nie był masochistą. Nigdy nie był i nie będzie.
                Chociaż igranie z Salazarem zawsze było niebezpieczne. Do teraz pamiętał, jak Slytherin dał mu popalić, kiedy wysadził jego pracownię do eliksirów.
                Jednak nigdy to nie powstrzymało Godryka przed kolejnymi próbami wkurzenia Salazara.
                Ale nawet Godryk się czegoś bał.
                Gryffindor bał się wkurzonej Helgi Hufflepuff.
                ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

                - Nie!
                - Tak!
                - Nie i koniec!
                - Mówił ci ktoś, że jesteś dupkiem bez serca?
                - Wielu ludzi. Większość nie żyje.
                Salazar i Godryk kłóciliby się jeszcze dłużej, gdyby w pewnym momencie nie weszła Rowena i nie rzuciła na nich zaklęcia, które praktycznie zaszyło im usta.
                - Zdecydowanie lepiej – westchnęła z ulgą.
                - A jak rzucą Finite? – Zapytała Helga, wchodząc zaraz po przyjaciółce do pokoju.
                - O to się nie martw. Nie rzucą – odpowiedziała wesoło i pokazała Heldze różdżki Slytherina i Gryffindora. – Poza tym wypili Eliksir Ciszy, który był w herbacie, aktywowany magicznie. Mamy teraz dwie godziny spokoju.
                ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

                Zaklęcia Niewybaczalne są złe.
                Są odrażające i tchórzliwe.
                Godryk od zawsze tak uważał, a zasadniczo od dnia, kiedy w ogóle się o takich zaklęciach dowiedział.
                Złe, odrażające i tchórzliwe.
                Zaklęcia, przed którymi nie można się obronić żadnym zaklęciem czy przedmiotem.
                Ewentualnie przez wykonanie uniku.
                Ale nie każdy dałby radę wykonać unik, zwłaszcza, że szybszym sposobem na reakcję jest rzucenie niewerbalnej tarczy, gdyż magia w wirze bojowym sama rzuca się w odpowiednim kierunku, formułując coś w rodzaju tarczy. Magia czeka tylko wtedy na polecenie czarodzieja.
                Zaklęcia Niewybaczalne są złe, odrażające i tchórzliwe.
                I nikt nie da rady zmienić tej opinii Gryffindora.

                ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

sobota, 30 stycznia 2016

Rowena Ravenclaw

                Rowena nie była typową przedstawicielką płci pięknej w jej czasach.
                I była z tego dumna.
                Nawet jeśli przez to często omal nie przyprawiała o zawał pozostałych swoich przyjaciół: Godryka Gryffindora, Helgę Hufflepuff i Salazara Slytherina.
                To, że umiała czytać i pisać dla nich było normalne. Gorzej sprawa się ma, kiedy zaczyna eksperymentować…
                Helga była przerażona, kiedy znalazła Rowenę całą we krwi (a przynajmniej tak to wyglądało z jej perspektywy), leżącą na środku swojej komnaty i całkowicie nieprzytomną. Myślała, że Ravenclaw nie żyje i już miała biec po Godryka i Salazara, kiedy to Rowena nagle jęknęła, podniosła się i wymamrotała pod nosem, że nie powinna nigdy więcej łączyć Zaklęcia Rozbrajającego z Zaklęciem Odpychającym w jednym przedmiocie, bo nie dość, że rzecz zmieniała się w sok pomidorowy, to jeszcze wybuchała.
                Żywioły jedne wiedzą, jak Helga była wkurzona na Rowenę i jak blisko Ravenclaw była śmierci, tym razem jednak zabić ją miała Hufflepuff, a nie eksperymenty.
                Rowena była też roztrzepana i nieuważna.
                Przechadzała sobie raz po korytarzu, nie wyściubając nosa z książki, przynajmniej do czasu, kiedy nie potknęła się przez niewidzialną rzecz i wpadła na kilka zbroi.
                Hogwart jeszcze przez bardzo długi czas nie słyszał tak finezyjnie ułożonych przekleństw, wykrzyczanych na cały głos, przez co Salazar omal nie zaatakował Roweny, myśląc, że to jakiś wyjątkowo złośliwy i niezdarny poltergeist.
                Do teraz Slytherin, kiedy przypominał sobie całą tę sytuację, nie mógł powstrzymać się od choćby cichego chichotu.
                Ponadto, kiedyś podczas jednego z eksperymentów zamiast wziąć rogu jednorożca, wzięła róg dwurożca.
                I teraz całe jej włosy miały delikatnie niebieski kolor, a jedno pasmo było wręcz turkusowe. Kiedy Helga zobaczyła, co stało się z jej włosami, niemal padła na zawał.
                Ravenclaw o dziwo, była też zapominalska.
                Owszem, z łatwością przychodziło jej pamiętanie co ważniejszych bitew magicznych czy historii magii, podobnie sprawa się miała z mugolską historią, a także potrafiła uwarzyć mnóstwo eliksirów z pamięci, potrafiła wymienić wszystkich swoich przodków.
                Inaczej sprawa się miała, kiedy przychodziło o codzienne sprawy.
                Często zapominała napalić u siebie w wieży w kominku, nie pamiętała, kiedy jest pora obiadowa, zapominała posprzątać swojej komnaty z kurzu, nie pamiętała, żeby zapytać Godryka, gdzie znajdował się ten przepis na nieziemskie ciasteczka owsiane, które piekła jego matka.
                Rowena miała również nieco dziwny system wartości, jeżeli chodziło o wydawanie pieniędzy.
                Ravenclaw najchętniej cały swój majątek wydawała na książki, księgi, pergaminy i pióra, za to poskąpiłaby na wydawaniu pieniędzy na jedzenie, ubrania, buty, czy też na upiększenie Hogwartu choćby obrazami.
                Gryffindor do dzisiaj nie rozumie, dlaczego tak bardzo przeszkadza jej wydawanie pieniędzy na posągi, które w przyszłości mogą okazać się przydatne do obrony zamku… Ale przynajmniej nie kwestionowała, że pomysł nie jest dobry. Bo był bardzo dobry. Po prostu kiedy Rowena zobaczyła rachunek za te posągi, to jej dusza skąpca omal nie umarła śmiercią naturalną, pociągając Ravenclaw za sobą…
                No i oczywiście nie można zapominać o tym, że Ravenclaw była nadzwyczaj inteligentną kobietą.
                Slytherin nie raz, a nawet nie sto razy z nią przegrał choćby w szachach. Uwielbiał tę grę strategiczną i był jednym z najlepszych graczy z całej Anglii, dlatego w ogromne zdumienie wprawił go fakt, że Rowena wygrała z nim po półgodzinnej rozgrywce.
                Kiedy Helga rozmawiała z Roweną na temat wykorzystywania roślin w kulinariach i uzdrowicielstwie, była zaskoczona tym, ile pomysłów na sekundę miała jej koleżanka. W zasadzie to po części dzięki nim Hufflepuff mogła wprowadzić kilka ulepszeń do obecnie istniejących lekarstw, a także wprowadzić nowe produkty w życie.
                Gryffindor też lubił rozmawiać z Roweną, choćby z tego względu, że rozumiała jego pasję do walki. Wielokrotnie się mierzył z Roweną na miecze, i choć często to on wygrywał, to Ravenclaw miała kilka ciekawych niespodzianek w zanadrzu, które sprawiały, że adrenalina skakała mu powyżej jego zwykłej przeciętnej podczas honorowych pojedynków.
                No i Rowena nauczyła go również, że choć brawura, instynkt i otwarte starcie są bardzo dobrymi rzeczami, to warto od czasu do czasu użyć podstępu, choćby po to tylko, żeby mniej osób postronnych ucierpiało.
                A Godryk nienawidził ranić kogoś przypadkowo, nienawidził tego nawet bardziej niż tych obrzydliwie tchórzliwych Zaklęć Niewybaczalnych.
                Tak, Rowena nie była typową kobietą swojego wieku. Była z tego dumna. A jej przyjaciele nie chcieli, by kiedykolwiek ta zabawna kobieta się zmieniała.

                Nawet jeśli Helga wciąż ubolewała nad faktem, że wkurzona Rowena nie panowała nad swoim słownictwem.

niedziela, 24 stycznia 2016

Bezpieczeństwo przede wszystkim.

                - Godryku, nawet ty nie dałbyś rady skoczyć z wieży, nie używając Zaklęcia Poduszki albo Zaklęcia Odbijającego na ziemi! – Krzyknął Salazar, kiedy tylko znaleźli się na dachu razem z przyjacielem.
                - Hah, jeszcze nie wiesz, co przygotowałem, a od razu wykazujesz taki pesymizm. Wiesz, że to nie jest zdrowe? – Zapytał grzecznie Gryffindor.
                Slytherin do teraz nie wiedział, jakim cudem założył się z mężczyzną o taką głupotę. W jednym momencie ich spokojna rozmowa zmieniła się w słowne przepychanki, by w końcu wypaplać coś głupiego. A teraz ta głupota mogła zabić jego przyjaciela!
                A wtedy nic nie uchroni Salazara przed gniewem Helgi…
                Wzdrygnął się.
                Nigdy nie chciał jej podpadać, w żadnym wypadku i w żadnym życiu po życiu. Nie. Nie chciał, gdyż konsekwencje mogą być opłakane i trwałe.
                Dobrze, może nie było aż tak źle, Helga zawsze pozostawiała wszystkie swoje ofiary przy życiu i dobrym stanie fizycznym, gorzej jednak jest już z psychiką…
                Do teraz miał wyraźnie przed oczami tego biednego chłopaka, który brutalnie przepychał się przez tłum, żeby zobaczyć pojedynek jego i Godryka. Helga zaprezentowała wtedy praktyczne zastosowanie zaklęcia Levicorpus. Biedak pewnie do dzisiejszego dnia się nie pozbierał.
                I dochodzi jeszcze do tego fakt, że Godryk miał zamiar skoczyć z wieży Ravenclaw.
                Rowena będzie wściekła, kiedy przyjaciel pomacha jej przez okno przez ćwierć sekundy, zwłaszcza, jeżeli będzie w międzyczasie pracować albo czytać książkę.
                Rowena w pewnym sensie wściekała się gorzej niż Helga. Była to cicha furia, a Salazar już wolał, gdy ktoś się na niego darł na cały Hogwart, niż patrzył świdrująco na niego. Było to dosyć… Niepokojące.
                Nawet jeżeli on tak cały czas patrzył na innych. Ale do niego byli przyzwyczajeni. Oczy Roweny zazwyczaj były pełne spokoju.
                Ravenclaw najpewniej uzna, że Godryk zasłużył na śmierć, a samego Slytherina zawiąże i weźmie na wieżę, żeby go zrzucić tylko po to, żeby oberwali po równo. W końcu Rowena była bardzo domyślną kobietą. W końcu dowiedziałaby się, że to przez Salazara Godryk w ogóle wpadł na pomysł rzucania się z wieży.
                W tym czasie Gryffindor przygotował linę, którą obwiązał wokół pasa, po czym przytwierdził jej drugi koniec na szczycie wieży kilkoma zaklęciami. Cokolwiek by nie mówił o nim Salazar, Godryk samobójcą nie jest, nie był i nie będzie.
                Po prostu nigdy nie umiał oprzeć się dowodzeniu, że niemożliwe jest możliwe. A ten dreszczyk emocji było tym, co po prostu uwielbiał.
                Tak, Gryffindor zdecydowanie był uzależniony od niebezpieczeństwa i sam o tym od dawna wiedział.
                I doskonale wiedział, jak bardzo kusił Los, żeby w końcu coś poszło nie tak.
                Dlatego też Godryk rzucił na linę zaklęcie, które nie pozwoli jej pęknąć nawet przy wadze 500 funtów. No i oczywiście Zaklęcie Gumy. Inaczej lina by go przecięła na pół równie łatwo jak gilotyna.
                Tak, idealnie.
                I to nie tak, że nie zadbał o swoje bezpieczeństwo – jakkolwiek prymitywny ten drobiazg dla niego nie był. Ostatecznie i tak rzucił na ziemię Zaklęcie Poduszki – tak na wszelki wypadek.
                To od Roweny nauczył się, że zawsze warto mieć plan B do planu A, a od czasu do czasu także plan C. Chociaż często zdawało się to dla niego zbędne, to jednak musiał przyznać Ravenclaw rację, że warto mieć coś w zanadrzu.
                W innym wypadku Helga do końca życia by go nie wypuściła ze Skrzydła Szpitalnego…
                Drgnął, gdy przypomniał sobie sterylną biel pomieszczenia. Nienawidził tego miejsca z całego serca.
                Spojrzał jeszcze raz na zamyślonego Salazara, po czym sprawdził wszystko jeszcze raz. I wpadł na wredny pomysł.
                Skoro jego przyjaciel był na tyle zamyślony, to czemu by go trochę nie pomartwić i doprowadzić co nieco do zawału…?
                Podszedł do krawędzi wieży tak niezauważalnie, jak tylko potrafił, po czym krzyknął:
                - Geronimo!
                I skoczył.
                Salazar, słysząc okrzyk wojenny Godryka, natychmiast oderwał się od swoich myśli i popędził na skraj dachu, niemal się przewracając i spadając na dół.
                Co za skończony idiota!
                Dlatego też zdziwił się, kiedy Godryk zaczął nagle wracać na dach…
                Lina zaczęła się kurczyć, wyrzuciło Gryffindora kilka metrów nad dach, zrobił salto i wylądował obok zszokowanego Salazara, po czym klepnął przyjaciela po plecach i powiedział:
                - No przyjacielu, wisisz mi Ognistą!
                Zaśmiał się i zostawił nadal wmurowanego Salazara na szczycie wieży.
                I właśnie w taki sposób został spopularyzowany skok na bungee.